Globalna gospodarka wchodzi w okres niepewności i napięć handlowych, które mogą znacząco wpłynąć na wzrost inflacji w wielu krajach na świecie. Jak ostrzegają ekonomiści, efekty protekcjonistycznej polityki handlowej, zwłaszcza w wykonaniu największych gospodarek, zaczną być odczuwalne już w nadchodzących miesiącach – zarówno przez konsumentów, jak i przedsiębiorców.
Taryfy, czyli podatki nałożone na importowane towary, mają konsekwencje daleko wykraczające poza granice państw, które je nakładają. Jak podkreśla Mark Zandi, główny ekonomista Moody’s, efekt domina w łańcuchach dostaw sprawi, że do lata ceny na całym świecie mogą poszybować w górę.
„Już w maju czy czerwcu inflacja zacznie wyglądać naprawdę niepokojąco – nie tylko w USA,” zaznacza Zandi.
Żywność i energia jako barometry sytuacji
Według ekspertów, jednymi z pierwszych wskaźników globalnych skutków taryf będą ceny żywności i energii. Produkty spożywcze, ze względu na swoją krótką trwałość, bardzo szybko odzwierciedlają wzrost kosztów transportu, magazynowania i produkcji. Gdy wzrastają ceny nawozów, paliwa czy komponentów maszyn rolniczych – efekt ten błyskawicznie dociera na półki sklepowe od Azji po Europę.
Dodatkowo, spadek globalnego popytu na surowce – m.in. z powodu obaw o recesję – może czasowo łagodzić inflację, ale jak wskazuje Zandi, to zjawisko tylko maskuje nadchodzący szok cenowy, który już rozlewa się po globalnym rynku.
Wzrost cen z opóźnionym zapłonem
Ekonomiści zauważają, że skutki wojen handlowych nie są odczuwalne natychmiast – potrzeba czasu, aby wyższe koszty surowców, komponentów i logistyki przeszły przez producentów, hurtowników, detalistów aż do konsumentów.
„Obserwujemy zjawisko ekonomicznego 'efektu opóźnienia’ – dziś jeszcze ceny nie pokazują pełnej skali problemu, ale za kilka miesięcy może być już za późno na reakcję,” ostrzega Preston Caldwell z Morningstar.
Globalne napięcia, lokalne skutki
Konflikty handlowe – zwłaszcza pomiędzy USA a Chinami – wpływają również na kondycję mniejszych gospodarek, które są silnie uzależnione od eksportu i importu. Kraje Azji Południowo-Wschodniej, Ameryki Łacińskiej czy Afryki mogą być zmuszone do dostosowania cen, kursów walut i polityki monetarnej, by bronić się przed inflacyjnym uderzeniem.
W niektórych regionach może to oznaczać wzrost stóp procentowych, presję na płace, a nawet społeczne napięcia wynikające z drożejącej żywności i paliw.
Niepewność polityczna tylko pogarsza sytuację
Nie wiadomo, jak długo utrzyma się obecna konfrontacyjna retoryka największych państw. Donald Trump – który ponownie wpływa na globalną politykę gospodarczą – sygnalizuje dalsze rozszerzanie ceł, choć jednocześnie prowadzi rozmowy z kilkunastoma krajami o potencjalnych porozumieniach handlowych.
W Chinach, UE czy Indiach również widać oznaki zaostrzenia stanowiska wobec importu strategicznych towarów.
Świat wchodzi w nową fazę: ekonomii narodowej zamiast globalnej?
Dotychczasowy model globalizacji, który przez dekady opierał się na swobodnym przepływie towarów i taniej produkcji w Azji, staje pod znakiem zapytania. Przedsiębiorstwa w Europie i Ameryce zaczynają przenosić produkcję bliżej kraju, co z jednej strony buduje odporność, ale z drugiej – prowadzi do wzrostu cen.
Inflacja, która przez lata była ujarzmiona dzięki tanim łańcuchom dostaw, może powrócić jako stały element globalnej gospodarki – z nowymi graczami, innymi ryzykami i dużo mniej przewidywalnym klimatem ekonomicznym.